„Trzynasta Opowieść” Dianne Setterfield – recenzja spotkania po latach

„W innych pokojach zalegały trupy zdławionych słów, tu w bibliotece dało się oddychać.”

Książki, tajemnice i jeszcze więcej książek. Czego więcej może chcieć książkoholik? Dobrze wykreowanych postaci, przyjemnego stylu oraz ciekawej fabuły. To wszystko zapewnia powieść Diane Setterfield pt. „Trzynasta Opowieść”.

Ona jest córką antykwariusza. Od dziecka przesiąknięta woluminami. Bardziej kocha książki niż ludzi…

„Jest coś takiego w słowach. We wprawnych rękach, zręcznie pokierowane, biorą cię w niewolę. Owijają się jak pajęczyna wokół członków, a kiedy cię już tak spętają, że nie możesz się ruszyć, przebijają ci skórę, wnikają w krew, paraliżują myśli. W tobie odprawiają swoje czary.”

Ta druga jest autorką. Żyjąca na odludziu, sławna na całym świecie. Zakryta zasłoną tajemniczości swoich setek biografii.. W końcu chce zdradzić tę prawdziwą.

„Moim utrapieniem nie są miłośnicy prawdy, lecz sama prawda. Jakąż pomoc, jaką pociechę daje prawda w porównaniu ze zmyśleniem? Na co zda się prawda o północy, w ciemności, kiedy wiatr ryczy w kominie jak niedźwiedź? Kiedy błyskawice smagają cieniami ścianę w sypialni, a deszcz bębni w okno długimi paznokciami? Na nic. Kiedy kamieniejesz w łóżku z przerażenia i z zimna, nie spodziewaj się, że przybiegnie ci na pomoc koścista i bezcielesna prawda. Wtedy potrzebujesz pulchnej pociechy zmyślenia. Kojącego, kołyszącego bezpieczeństwa kłamstwa.”

Ich spotkanie zaowocuje cudowną historią, dla której zarwałam noc i nic, a nic nie żałuję. Bo TO było TAKIE DOBRE!

Książka ta wpadła mi w ręce kilka lat temu, gdy przeszukiwałam uginające się pod ciężarem woluminów półki biblioteki. Porwała mnie na dobre kilka godzin, odcinając od szarej, szkolnej rzeczywistości. Wiedziałam, że kiedyś zakupię mój własny egzemplarz i stało się. Wylądowała na mojej półeczce. Mój skarb…

Oczywiście spowodowało to, że po raz wtóry zanurzyłam się w tym świecie. Znów trafiłam do tego domu. Do tej biblioteki. Po raz kolejny towarzyszyłam znanym mi już bohaterom. Choć tak naprawdę poznawałam ich na nowo. Oczywiście wiązało się to z pewnym ryzykiem – minęło kilka lat, w trakcie których moje odczucia w trakcie lektury mogły się znacząco zmienić. Ryzykowałam utratą pozytywnych uczuć względem tej pozycji, która mogła nie przejść próby czasu. Jednak miałam szczęście…

Okazało się, bowiem, że nadal ma w sobie ten czar. Urok, który sprawia, że pomimo gatunku ma się wrażenie jakby czytało się baśń. Pomimo, że znałam zakończenie i jako tako pamiętałam szczegóły, nadal była we mnie ciekawość pytająca nieustannie „co dalej?”.  Diane Setterfield tchnęła życie w postaci ciekawe, których los nie był mi obojętny, które budziły we mnie uczucia zarówno pozytywne jak i te negatywne. „Trzynasta opowieść” to historia poruszająca, napisana językiem prostym, lecz zarazem każde zdanie w niej zawarte jest dokładnie zaplanowane. Nie ma tu miejsca na przypadek, zbędne słowo czy nie dokładne wyrażenie myśli.

Czytając „Trzynastą opowieść” miałam wrażenie jakbym obcowała z autorem będącym mistrzem i jedyne, czego mogę żałować, to fakt, że nie ma zbyt licznego dorobku literackiego. Oczywiście nie liczy się ilość tylko jakość, nie mniej jednak odczuwam dyskomfort, i ból pewnej części ciała, gdy uświadamiam sobie, że np. Victor Hugo nie napisze już żadnego arcydzieła. Że gdy skończę wszystko, to nie pojawi się już nic nowego, a moje czytelnicze serce i dusza będą niepocieszone. W tym przypadku nadal jest nadzieja na kreację kolejnego świata, stworzenie nowej historii i bohaterów, którzy sprawią, że kolejna noc będzie nieprzespana, na półce pojawi się kolejny skarb, a w pamięci i sercu pozostanie kolejny tytuł.  

Polecam prosto z serca wszystkim, którzy kochają książki, półki z zakurzonymi tomami, pięknie napisane opowieści. Takim jak ja, nieco oderwanym od rzeczywistości marzycielom zatapiającym się w nowych światach.

2 myśli w temacie “„Trzynasta Opowieść” Dianne Setterfield – recenzja spotkania po latach

Dodaj komentarz