„Czarna samica kruka: po tamtej stronie świadomości.” – Dariusz Pawłowski

“It’s too late to apologize
It’s too late
I said it’s too late to apologize
It’s too late…”

Ten fragment piosenki “Apologize” nadaje się idealnie do podsumowania tego, co chciałabym przekazać autorowi tego dzieła, który sam się podłożył przesyłając mi do oceny ten tekst.

Jest środek lutego, a ja po kolejnej wiadomości od autora postanowiłam przemóc swoją niemoc i zwątpienie pozostałe po „Pułapce życia”. W końcu wiara w ludzi, dawanie szansy, spełniamy marzenia i inne tego typu sprawy. I pomimo mojej awersji do czytania na telefonie otworzyłam PDF, który stał się studnią bez dna koszmarów czytelnika.

Gdybym miała wam w olbrzymim skrócie zobrazować, co jest nie tak w tej książce, to na pierwszy rzut oka jest ona kontrastem dla „Pułapki życia”. Tam nie opisów – tu jest ich od za…lania. Może gdyby połączyć te dwa cudeńka coś by wyszło. Z pewnością nie mogłoby zaszkodzić.

Dariusz Pawłowski zrezygnował z redakcji i korekty. Błąd! W tekście pełno jest błędów, które spokojnie mógłby wyłapać zwykły słownik w telefonie nie mówiąc już o zawodowym „łapaczu byków”. Akapity! Nie ma prawie wcale. Serio, jeden opis rozciąga się na kilka stron, ale w przeciwieństwie do siedmiostronicowego opisu koszenia w „Annie Kareninie”, tu akcja potrafi się przenieść nagle w inne miejsce. Zmieniają się bohaterowie oraz opisywany temat, ale akapit pozostaje ten sam. Styl wygląda jakby pisały to dwie osoby, a raczej osobowości. Patos miesza się z potocznym, wręcz ulicznym sposobem przedstawiania świata.  Jednak, kto bogatemu zabroni takiej konstrukcji?

„Chaos przerażenia miażdżył jego umysł.” – mój miażdżyło każde kolejne zdanie tej powieści.

W fabule jest mnóstwo perełek ze szkolnego zeszytu. Jak w „Pułapce życia” zapamiętałam „drzwi” we wszelkich ich odmianach, tak w „Czarnej samicy kruka” mamy „zardzewiały sztylet strachu”. Przyznam, że po którymś powtórzeniu faktycznie zaczęłam się bać.

Mało powtórzeń – jedna z bohaterek potrafi chodzić z drzewem 😀

„Oparła ramię o jedno z martwych drzew, po czym objęła je, ostatkiem sił podciągnęła swe ciało i zaczęła chwiejnie iść.”

Fabuła jest nie tyle dziwna, co niepokojąca. Daleka jestem od stwierdzenia, że opisywani bohaterowie są odzwierciedleniem autora, bo to by oznaczało, że Alex Kava gania po lesie z kuszą, ale tu miałam kilka przemyśleń. Np. zastanawiałam się, co na niektóre opisane fragmenty powiedziałby Lew Starowicz. W jednej z notatek pytałam sama siebie „czy to zjazd pedofilów”. Ewidentnie, bowiem coś jest nie tak. Sceny będące swego rodzaju momentami przypominają bardziej fantazje zaburzonego umysłu niż coś godnego chociażby taniego erotyku. Wiem, co piszę, bo parę takowych przeczytałam i zdecydowanie stoją na wyższym poziomie zarówno językowym jak i… każdym.

Ciężko mi coś powiedzieć o bohaterach. Są tak bezpłciowi, że zapamiętanie ich imion nie jest warte zajmowania miejsca na dysku zwanym mózgiem. Oprócz absurdalnych rzeczy, które robią, bo tak zakłada fabuła nie ma w nich nic. Żadnego elementu, który sprawia, że mogłabym pokochać którąś jak Poirot’a lub Snape’a. Lub znienawidzić, bo i tacy są w literaturze potrzebni.

I wiem, że to boli, gdy ktoś krytykuje dzieło naszych rąk, nad którym spędziliśmy określony czas, jednak, jako czytelnik czuję się obrażona, że ktoś podesłał mi tekst bez jakiejkolwiek korekty choćby w Wordzie. W niechlujnej formie – akapit nie jest zadaniem nie do ogarnięcia. I o treści będącej spisaniem majaków zamiast pełnokrwistą powieścią. Staram się być wyrozumiała. Ale „Czarna samica kruka…” (nie żeby zazwyczaj były zielone) nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. Powinna zostać ukryta na dnie twórczej szuflady autora i pozostać tam na wieki, aż jego biurko rozsypałoby się w pył.

Za traumatyczne przeżycie dziękuje autorowi powieści. I nominuję ją do zgniłego pomidora lutego.

Jedna myśl w temacie “„Czarna samica kruka: po tamtej stronie świadomości.” – Dariusz Pawłowski

Dodaj komentarz